Tata Dominika Frelka dobrze pamięta lata świetności Górnika Wałbrzych. Na początku lat 80-tych Górnik grał w ekstraklasie, z której spadł na przełomie 1988/89 roku. Tomasz Frelek miał okazję wystąpić w ostatnim do tej pory występie wałbrzyszan na poziomie ekstraklasy przeciwko Ruchowi Chorzów. Ruch wygrał 4:1, hat-trickiem popisał się Krzysztof Warzycha. Pan Tomasz pojawił się na boisku w 63. minucie. Górnik nie zdołał już nigdy dobić na ten poziom, być może w przyszłości najwyższy poziom piłki w Polsce osiągnie – poprzez grę – Dominik Frelek, kontynuator piłkarskich tradycji w rodzinie.
– Byłem skazany na piłkę, nie mógłbym robić nic innego. Ojciec piłkarz, dziadek tak samo. Do tego mój brat. Tata od małego wpajał mi miłość do futbolu. Próbowałem różnych sportów, ale piłka nie miała sobie równych – mówi młody zawodnik.
– Graliśmy na innych pozycjach i trudno między nami znaleźć jakieś boiskowe podobieństwa. Syn na pewno ma zmysł do gry kombinacyjnej. A ta piłka… Ledwo zaczął chodzić, a już kopał. Dużo przebywał na boisku z mojego powodu – zaznacza Andrzej Frelek, który sprawił, że zabawa w piłkę syna przerodziła się w coś więcej. Gdy Dominik miał sześć lat, zaprowadził go na trening nowo powstałej sekcji juniorskiej Stali Grudziądz. Sam pracował w Stali, ale Dominika nie trenował.
– Większych sukcesów wtedy nie odnosiłem. Stal to mały klub, bardziej utalentowani zawodnicy grali w Olimpii. Ja rozwijałem się inaczej, byli lepsi w mieście, musiałem gonić innych – wyznaje ten młodszy z rodziny Frelków.
Mając 13 lat, Dominik Frelek przeniósł się do Wdy Świecie, grającej w lidze wojewódzkiej. – Oni rocznik 2000, ja 2001. Tak się złożyło, że nie miał mnie kto dowozić na treningi, bo tak obowiązkami tymi dzielili się mama z tatą, dlatego po pół roku przeniosłem się do Włókniarza Toruń, gdzie był Młodzieżowy Ośrodek Szkoleniowy. Ale i tutaj nie zagościłem długo – dwa miesiące. Rozegrałem bodajże z sześć meczów. Z powodu słabych ocen, nie przyjęli mnie do MOS-u. 21 sierpnia poszedłem więc złożyć papiery do szkoły w Toruniu. Wróciłem do Wdy i musiałem jakoś zorganizować sobie podwózki na trening. Wtedy w 3-ligowej Wdzie grał mój brat i to on robił za mojego kierowcę. Zabierał mnie po swoim treningu – opowiada nastolatek.
Lepsze czasy, także ze sportowego punktu widzenia zaczęły się dla Dominika Frelka w stolicy Podlasia. – Na meczu kadry województwa kujawsko-pomorskiego z pomorskim wypatrzył mnie jeden ze skautów, które miał dobre kontakty w Jagiellonii. Nazywał się Dariusz Stachowiak. Zaproponował mi testy w kilku klubach. Wybrałem Jagiellonię. Spodobałem im się i zostałem w Białymstoku – wspomina młody zawodnik.
Z Jagiellonią w sezonie 2017/18 zdobył mistrzostwo Polski juniorów młodszych. W finale ekipa z Podlasia pokonała 4:0 Pogoń Szczecin, wcześniej rozbiła w dwumeczu 9:2 Śląsk Wrocław. – Byliśmy w gazie, mieliśmy mega silny skład. Na boisku świetnie funkcjonowaliśmy dzięki wsparciu ówczesnych młodzieżowych reprezentantów Polski – Bartosza Bidy oraz Mikołaja Nawrockiego. Siła rażenia ogromna, do tego mieliśmy jeszcze Karola Struskiego, który zadebiutował w ekstraklasie w barwach Jagiellonii. Większość z nas wybiła się na poziom centralny. Nie wiem tylko do końca, dlaczego nie dane mi było w Jagiellonii dostać szansy w ekstraklasie. W ogóle nie byłem brany pod uwagę w kontekście pierwszej drużyny – tłumaczy Dominik Frelek.
Szansę rywalizacji z seniorami dostał w Olimpii Grudziądz. Trwający sezon jest jego debiutanckim w Fortuna 1 Lidze. – Zderzenie było odczuwalne, aczkolwiek byłem na to przygotowany i dałem sobie radę. Jestem dobrze przygotowany motorycznie, co jest pomocne ze względu na fakt, że w 1 lidze gra wielu piłkarskich cwaniaków. Ja tego cwaniactwa muszę się jeszcze nauczyć. Cały czas się tego uczę, tak jak szybkiego grania – przekonuje.
– Zawsze byli chłopacy o wyższym potencjale niż on. Ale talent to nie wszystko. Talent niepoparty pracą nic nie da. Ciężka praca pozwoliła synowi zaistnieć w piłce. Zawsze mu powtarzam: „Jak będziesz robił tyle, co większość zostaniesz na obecnym poziomie. Jeśli dołożysz coś ekstra od siebie – doskonalenie rzutów wolnych, siłownia, praca nad motoryką – nie będziesz stał w miejscu” . Tak było z Dominikiem w przeszłości. Nie był najlepszy, jednak szybko niwelował różnice – tłumaczy Tomasz Frelek.
Jego syn powoli oswaja się z piłką seniorską i mierzy wysoko. – W dzieciństwie wzorowałem się na Messim. Teraz mniej już podziwiam Argentyńczyka, chciałbym za to zagrać kiedyś w AS Romie. Podoba mi się otoczka wokół klubu. Legendy, które tam grały – De Rossi, Totti, Florenzi – odcisnęły mocne piętno na Romie. To rzymianie z krwi i kości. Od zawsze imponowało mi długoletnie przywiązanie do klubu. Sam chciałbym być kiedyś nierozerwalnie związany z jednym klubem i odejść z niego jako legenda – snuje marzenia Dominik Frelek.
Od razu zaznaczmy: woda sodowa mu nie grozi. Dlaczego? Tata na to nie pozwoli. – Nie jestem ani surowym ani łagodnym ojcem. Staram się wypośrodkować takie rzeczy. Jak Dominik zagra dobry mecz to dostanie pochwałę. Nie jest też tak, że tylko klepię go po plecach, mówiąc: „Jest fajnie”. Mimo wszystko, kiedy mu coś nie wyjdzie, to staramy się szukać pozytywów. Jestem trenerem, który musi być dobrym psychologiem. Samą negacją nic się nie wskóra. Nigdy nie analizujemy meczów na gorąco, dopiero jak emocje opadną. Mamy podobne charaktery – obaj jesteśmy zawzięci. Potrafimy jednak rozmawiać na spokojnie. Nigdy między nami nie było konfliktu na tle piłkarskim. Czasami się poprztykamy, lecz nie hodujemy długo w sobie niezdrowych emocji – podkreśla Frelek senior.
źródło: Fortuna 1 Liga / Piotr Wiśniewski