Wygrana z Lechem Poznań, prowadzenie do przerwy z Legią na Pepsi Arena, bramki strzelane przez Michała Wróbla – tak w skrócie można opisać sezon 2012/2013. Sezon, który mimo wielu głosów ze strony kibiców i fachowców trzeba uznać za najlepszy w 90-letniej historii Olimpii.
Wygrana z Lechem Poznań, prowadzenie do przerwy z Legią na Pepsi Arena, bramki strzelane przez Michała Wróbla – tak w skrócie można opisać sezon 2012/2013. Sezon, który mimo wielu głosów ze strony kibiców i fachowców trzeba uznać za najlepszy w 90-letniej historii Olimpii. Wróćmy więc o kilka miesięcy wstecz, aby przeżyć to wszystko jeszcze raz.
Niezbyt łaskawe losowanie
Wiadomo było, że sezon dla Olimpii rozpocznie się od spotkania I rundy Pucharu Polski. Los chciał, że grudziądzki zespół został skrzyżowany z Pogonią Szczecin, czyli rywalem z Ekstraklasy. Był to więc teoretycznie najcięższy rywal (nie licząc gliwickiego Piasta), na jakiego mogli trafić podopieczni Tomasza Asensky. Grudziądzanie mimo, że są notowani o klasę niżej od Portowców, wygrali po golu z rzutu karnego w dogrywce i awansowali do kolejnej rundy. Jeszcze przed rozegraniem spotkania było wiadomo, kto w 1/16 finału będzie czekał na zwycięzcę tego meczu. Ponownie los nie był zbyt łaskawy dla naszego zespołu i niespełna dwa tygodnie po rozegraniu rundy wstępnej do naszego miasta miał zawitać poznański Lech.
Do przyjścia na ten mecz nikogo nie trzeba było namawiać. Już w pierwsze trzy dni od rozpoczęcia przedsprzedaży biletów sprzedano ich niespełna 2700, zaś wejściówki, przeznaczone dla kibiców przyjezdnych, rozeszły się wśród poznaniaków dokładnie w kilkanaście godzin. Wszystko zapowiadało nieziemską atmosferę na trybunach. Wszystko to miało być przedsmakiem wydarzeń, które mieliśmy obejrzeć na boisku.
Już kilka minut przed pierwszym gwizdkiem kibice obu ekip zaczęli wspierać swoje drużyny głośnym dopingiem. Jednak najgłośniejszy moment na trybunach miał miejsce w 16. minucie meczu, gdy niespodziewanie na prowadzenie wyszli piłkarze Olimpii Grudziądz. Adam Cieśliński wykorzystał to, że piłka po niecelnym strzale głową Piotra Ruszkula uderzyła w poprzeczkę i wróciła na murawę, dzięki czemu przewrotką umieścił ją w siatce, uszczęśliwiając przy tym 3500 fanów miejscowego zespołu. Emocje tego dnia nie miały się szybko skończyć – w 82. minucie Łukasz Trałka dał wyrównanie Lechitom. Wynik do końca regulaminowego czasu gry nie uległ zmianie i czekała nas dogrywka.
Dodatkowe 30 minut okazało się bardziej szczęśliwe dla biało-zielonych. W 97. minucie po dwójkowej Woźniak – Rogalski ten pierwszy umieścił futbolówkę w siatce, dając prowadzenie grudziądzanom. Wynik 2:1 utrzymał się do końca spotkania i sensacja stała się faktem. „Lech Poznań odpada z Pucharu Polski” – tak brzmiały nagłówki we wszystkich sportowych gazetach, „Sensacja w Grudziądzu!” – a tak mówili telewizyjni spikerzy. Dzięki tej sensacji o grudziądzkiej Olimpii było głośno w całej piłkarskiej Polsce.
Od porażki z rewelacją rundy
Olimpia Grudziądz na początku ligowego sezonu mierzyła się na wyjeździe z Flotą Świnoujście, która okazała się rewelacją rundy wiosennej. Grudziądzanie nieznacznie ulegli „Wyspiarzom”, przegrywając 1:0, a w samej końcówce rzutu karnego nie wykorzystał Adrian Frańczak. Kolejne spotkanie to również bardzo słaba postawa ze strony biało-zielonych. Grudziądzanie na własnym stadionie zremisowali z Dolcanem Ząbki 0:0 i ponownie nie wykorzystali „jedenastki”. Tym razem do futbolówki podszedł Adam Cieśliński i strzelił obok słupka. Dopiero w trzeciej kolejce podopieczni Tomasza Asensky odnieśli pierwsze ligowe zwycięstwo. W wyjazdowym spotkaniu wygrali z Polonią Bytom 2:1. Rywal nie był jednak najwyższej klasy – bytomianie jesienią byli bezprecedensowo najsłabszą drużyną ligi, ponieważ nie wygrali ani jednego meczu.
Kolejne spotkanie rozpoczęło świetną passę Olimpii nieprzegranych spotkań na własnym obiekcie. Rywalem grudziądzan był ŁKS Łódź. Mimo, że do naszego miasta przyjechał spadkowicz z Ekstraklasy, to przed tym spotkaniem faworytami byli biało-zieloni. Podopieczni Tomasza Asenksy wywiązali się znakomicie z roli, w jakiej byli stawiani. Poprzez wygraną 3:1 pokazali, że początek sezonu to był jedynie falstart.
Jesienią Olimpia nie przegrała ani jednego spotkania na własnym stadionie. Podopieczni Tomasza Asensky pokazali całej I lidze jak należy „ugościć” rywali. Na 24 możliwe punkty do zdobycia zachowali w Grudziądzu osiemnaście, zaś pozwolili wywieźć zaledwie trzy. Bez żadnego „oczka” z Grudziądza wyjeżdżały drużyny Warty Poznań, Cracovii, Kolejarza Stróże oraz Zawiszy Bydgoszcz. Remisami kończyły się starcia z Bogdanką Łęczna oraz Termalicą Bruk-Bet Nieciecza.
Grudziądzanie tej „gościnności” musieli nauczyć inne kluby, ponieważ w jesiennych meczach wyjazdowych zdobyli zaledwie dziewięć oczek. Poza wygraną w Bytomiu, komplet punktów grudziądzanie wywieźli z Gdyni, zaś po jednym „oczku” do autokaru zabrali z Brzeska, Katowic i Olsztyna.
Wygrana w Wałbrzychu i ćwierćfinał na Pepsi Arenie
Po wygranej z Lechem Poznań przyszedł czas na rozegranie 1/8 finału. Tym razem w drodze losowania przydzielono Olimpii drugoligową drużynę z Wałbrzycha. Podopiecznych Tomasza Asensky czekała więc wyprawa na dolny Śląsk.
Bardzo dobrą sytuację do otwarcia wyniku spotkania miał w 25. minucie Paul Grischok. Gdy arbiter spotkania pokazał na „wapno” w polu karnym gospodarzy do piłki podszedł grudziądzki skrzydłowy. Niemiec polskiego pochodzenia chciał mocnym strzałem umieścić piłkę w siatce, jednak uderzyła ona w poprzeczkę. Nie był to jedyny niewykorzystany karny w tym meczu. Tuż przed przerwą ponownie „jedenastkę” odgwizdał pan Rafał Rokosz, tym razem w drugiej części boiska. Do piłki podszedł Grzegorz Michalak, uderzył ją w lewą część bramki, jednak świetną interwencją popisał się Michał Wróbel. Tak więc do przerwy utrzymał się bezbramkowy remis.
Kwadrans po przerwie przyjezdnym udało się wyjść na prowadzenie. Świetnym strzałem z daleka popisał się Sławomir Mazurkiewicz i otworzył wynik spotkania. Niespełna dwadzieścia minut później wyrównał Daniel Zinke i zanosiło się na trzecią w tym sezonie dogrywkę w meczu Olimpii. Jako, że nic się już nie zmieniło, czekało nas dodatkowe 30 minut emocji.
W kolejnych dwóch kwadransach gry było widać, że podopieczni Tomasza Asensky są lepiej przygotowani fizycznie do tego spotkania i wytrzymali trudy 120 minut gry, co potwierdzili 95. i 115. minucie, kiedy to do bramki trafiali odpowiednio Adam Cieśliński i Adrian Frańczak. Tak więc historyczny awans do ćwierćfinału turnieju tysiąca drużyn stał się faktem.
Losowanie par ćwierćfinałowych przyniosło nam dwumecz z tamtejszym liderem Ekstraklasy, a obecnym mistrzem Polski, Legią Warszawa. Wyczekiwanie na to starcie przeciągało się w nieskończoność … aż nadszedł 26 luty 2013 roku.
Do Warszawy grudziądzanie jechali czym tylko się dało – autokarami, busami, samochodami – po prostu każdy chciał być tego dnia na Pepsi Arenie. Do Warszawy wybrało się około 700 osób z Grudziądza, które zasiadły w różnych sektorach, jednak największa grupa znalazła się w sektorze gości, czyli tak zwanej „klatce”. Przejechanie ponad 200 kilometrów za swoją ukochaną drużyną piłkarze Olimpii wynagrodzili fanom w 35. minucie. Mimo, że to Legioniści prowadzili grę, z kontrą udało się wyjść grudziądzanom. Idealne podanie z głębi pola otrzymał Piotr Ruszkul i w sytuacji sam na sam pokonał lobem Wojciecha Skabę, dzięki czemu niespodziewanie na prowadzenie wyszli biało-zieloni. Wynik nie uległ zmianie i do przerwy mieliśmy sensacyjne prowadzenie Olimpii.
Mogło się wydawać, że w przerwie w szatni stołecznego klubu będzie głośny monolog ze strony szkoleniowca „Wojskowych”. Jan Urban powiedział jednak po spotkaniu, że w szatni była cisza, a cisza czasem jest bardziej wymowna. Założenie, z jakiego wyszedł trener Legii było trafne i dało wysokie zwycięstwo gospodarzom. Bombardowanie bramki Wróbla w 51. minucie rozpoczął Marek Saganowski. Dwanaście minut później prowadzenie Legionistom dał Artur Jędrzejczyk. Olimpia skutecznie się broniła, ale tylko do 89. minuty. Wtedy to rywali dobił Marek Saganowski, zdobywając drugą bramkę w spotkaniu. Gdy każdy już czekał na zakończenie spotkania, rozbitym grudziądzanom czwartą bramkę wbił Wladimer Dwaliszwili.
Po znokautowaniu Olimpii w Warszawie, Legia mogła być już praktycznie pewna awansu i przyjazd do Grudziądza miał być jedynie formalnością. Stołeczna drużyna nie wyszła więc w najmocniejszym składzie. Mimo to, udało im się wygrać 2:1 po bramkach Dwaliszwiliego i Saganowskiego. Dla naszej drużyny natomiast bramkę honorową zdobył Adam Banasiak. Tak więc Olimpia Grudziądz przegrała w dwumeczu 2:6 z późniejszym tryumfatorem rozgrywek i zakończyła jakże wspaniałą przygodę z Pucharem Polski.
Na początek wygrana z liderem
Od wygranej z Flotą Świnoujście piłkarze Tomasza Asensky rozpoczęli rundę wiosenną. Gospodarze jako pierwsi wyszli na prowadzenie, za sprawą bramki Adama Cieślińskiego. Chwilę później wyrównali przyjezdni. Gola dla Floty zdobył Arkadiusz Aleksander. Był to debiutancki mecz tego napastnika w „wyspiarskiej” drużynie, ponieważ zimą zamienił on drużynę z Nowego Sącza na ekipę znad morza. W drugiej połowie prowadzenie Olimpii ponownie dał Adam Cieśliński. Tym razem bramkę zdobył z rzutu karnego. Jak się później okazało, był to zwycięski gol i Olimpia pokonała lidera rozgrywek.
Następne dwie kolejki zostały przełożone na późniejszy termin ze względu złe warunki pogodowe, tak więc kolejny mecz Olimpia rozegrała w Łodzi, gdzie w ramach 21. kolejki zmierzyli się z ŁKS-em. Grudziądzanie w tym starciu wygrali 3:0 po bramkach Adama Cieślińskiego, Adriana Frańczaka oraz jednej samobójczej. Jak się później okazało, było to ostatnie spotkanie ŁKS-u w I lidze, ponieważ ze względów finansowych łódzkiemu klubowi zawieszono licencję na grę na zapleczu Ekstraklasy.
Kolejny mecz to był początek okresu słabej gry Olimpii. Biało-zieloni w Grudziądzu podejmowali Sandecję Nowy Sącz. Po wcześniejszych spotkaniach, czyli wygranej z Flotą i ŁKS-em oraz dobrej grze w dwumeczu z Legią, podopieczni Tomasza Asensky byli murowanymi kandydatami do wygranej, zaś wywiezienie z Grudziądza przez Sandecję chociażby punktu byłoby sporą niespodzianką. Przedmeczowe spekulacje i analizy od razu zweryfikowały boiskowe wydarzenia. Sandecja rozegrała świetne zawody i tylko szczęście, które spadło jak grom z jasnego nieba w postaci rzutu karnego, uratowało grudziądzan przed straceniem całej puli „oczek”. Po słabej grze Olimpii i świetnym występie nowosączan, których bohaterem okazał się Patryk Tuszyński, strzelając obie bramki, drużyny zremisowały ze sobą w stosunku 2:2. Dla biało-zielonych natomiast bramki strzelali Maciej Rogalski oraz Adam Cieśliński z „jedenastki”.
W kolejnych meczach Olimpia przegrała w Ząbkach (0:2), wygrała w Poznaniu z bezprecedensowo najsłabszą drużyną ligi 1:0 po bramce Piotra Ruszkula oraz przegrała w Grudziądzu z GKS-em Tychy w stosunku 1:3 (honorowe trafienie zaliczył Adrian Frańczak). Po nieudanej dla naszego zespołu serii nadeszło długo wyczekiwane odrodzenie, które miało okazać się poprzez coraz to lepszą grę, dzięki której miały nadejść dobre wyniki. Wszystko to rozpoczęło się w Krakowie, gdzie Olimpia bezbramkowo zremisowała z Cracovią. Mimo, że nie udało się strzelić bramki, to grudziądzanie stwarzali sobie dużo sytuacji bramkowych, których nie umieli wykorzystać. Po remisie w byłej stolicy Polski przyszedł czas na mecz z Miedzią Legnica przed własną publicznością. Grudziądzanie wygrali to spotkanie 2:0 po bramkach Piotra Ruszkula i Adama Cieślińskiego, jednak styl w jakim to zrobili znów nie napawał optymizmem.
Po zdobyciu czterech punktów w dwóch trudnych spotkaniach każdy miał nadzieję, że wszystko co złe od Olimpii już odeszło i spokojnie uda się dotrwać do końca sezonu z w miarę przyzwoitymi wynikami. Niestety, znowu przyszło osłabienie gry i Olimpia przegrała w Łęcznej, zremisowała w Grudziądzu z Okocimskim oraz na wyjeździe z Kolejarzem, przegrała u siebie z Arką, z Bydgoszczy wywiozła zero punktów, zremisowała u siebie z pewną już spadku Polonią i dopiero w końcówce sezonu dostała olśnienia.
Mecz z Katowicami był tak naprawdę ostatnią szansą podopiecznych Tomasza Asensky na pokazanie jeszcze czegoś dobrego w tym sezonie. W spotkaniu z walczącą o awans Termalicą grudziądzanie byli skazywani na porażkę, zaś ewentualna wygrana w ostatnim meczu ze Stomilem Olsztyn nie byłaby czymś nadzwyczajnym, ponieważ rzekło się mówić, że „jedna jaskółka wiosny nie czyni”. Olimpia wyszła więc na mecz z GKS-em bardzo zmotywowana i dzięki temu udało się jej wygrać 2:1.
Do Niecieczy Olimpia pojechała tylko w jednym celu – wywieźć chociażby punkt. Oczywiście spekulacje, że grudziądzanie mogą się „podłożyć”, aby Termalica spokojnie mogła zdobyć trzy punkty, które będą bardzo cenne w walce o awans, nie sprawdziły się. Podopieczni Tomasza Asensky zremisowali 1:1 po golu Michała Wróbla w doliczonym czasie gry. Była to druga bramka grudziądzkiego golkipera w tym sezonie, dzięki czemu mówi się o nim w całej Polsce.
Przed ostatnim spotkaniem sezonu wiadomo było już, że Olimpia nie poprawi swojej dziewiątej pozycji. Do Grudziądza przyjeżdżał Stomil Olsztyn. Biało-zieloni wygrali to spotkanie w stosunku 2:1, a debiut w tym meczu zanotował Jędrzej Woźniak, który w 85. minucie zmienił Michała Wróbla.
Przyszłość
Przed Olimpią nowy sezon. Jakie są aspiracje grudziądzkiego klubu na najbliższe rozgrywki? Prezes Jacek Bojarowski zawsze powtarza, że najważniejsze jest, aby w klubie zawsze był progres. Jak na razie udaje się to w stu procentach i chyba nikt z fanów nie pamięta już określenia „regresja”. Jednak co przyniesie nam nowa kampania? Czy Olimpia wskoczy o dwie-trzy pozycje wyżej w porównaniu do minionych rozgrywek, a może włączy się o awans do Ekstraklasy? Transfery, jakie wykonali dotychczas działacze wskazują na to, że postęp jest wręcz wymagany od szkoleniowców i piłkarzy. Czekajmy więc na nowy sezon, który rozwikła nasze spekulacje.
źródło: GKSOlimpia.com / własne